Piotr był muzykologiem, nauczycielem i dziennkarzem, który pracę w Polskim Radiu rozpoczął w 1983 r. jeszce jako student drugiego roku Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego. Był obecny na jego czterech ogólnopolskich antenach. Zaczynał w Trójce i jak twierdził była to świetna szkoła radiowego rzemiosła oraz rywalizacji z kolegami – pojętej w jak najlepszy sposób. W Trójce spędził jedenaście lat. Kolejne jedenaście lat zawodowej aktywności to Polskie Radio BIS (dawny Program Czwarty); gdy powstawał był programem edukacyjnym i to była główna motywacja Piotra do obecności w nim. Po zmianie formuły programu trafił do Dwójki, swego naturalnego środowiska radiowego. Był tam do samego końca, realizując swoje wielkie marzenie młodości – wieloletni cykl codziennych audycji, w których opowiadał o skomplikowanych i fascynujących zarazem dziejach sztuki dźwięku. Zrobił też dwuletni (obejmujący sto godzinnych audycji) cykl o młodości i pierwszych latach dojrzałości Wolfganga Amadeusza Mozarta Droga do Wiednia. Wielokrotnie współpracował też z radiową Jedynką, najpierw prowadząc cykl audycji Muzyczne pejzaże Europy, a później przez ponad rok jako Muzyczny Czarodziej Jedynki w Porankach muzycznych dla dzieci, transmitowanych na żywo ze Studia Koncertowego Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie.
Mawiał, że w przeciwieństwie do wielu kolegów z radia wierzył w życie pozaradiowe. Ponad dwadzieścia lat współpracował z Filharmonią Pomorską w Bydgoszczy; poprowadził tam wiele koncertów – nie tylko corocznego festiwalu. Bardzo lubił to miejsce i ludzi, których tam spotykał, bo przywracali mu wiarę w to, że są jeszcze tacy, którym chce się chcieć, jak mawiał Wyspiański. Ponad piętnaście lat jego oczkiem w głowie był także Festiwal Muzyki Jednogłosowej w Płocku, rzecz zupełnie wyjątkowa, unikatowa chyba nie tylko w skali europejskiej. Kiedy mówił o jego organizatorach powoływał się na słowa autora Wyzwolenia: Zróbmy coś, co by od nas zależało, zważywszy że dzieje się tak wiele, co nie zależy od nikogo. Przez dziesięć lat był nauczycielem akademickim w Akademii Muzycznej w Gdańsku. Gościnnie wykładał w uczelniach muzycznych Warszawy, Łodzi, Bydgoszczy i Szczecina. Ostatnią jego pasją było pisanie książek, a ściślej rzecz biorąc Lekcji muzyki, które były owocem jego radiowej i akademickiej pracy.
Pierwszy znaczący sukces w zawodowym życiu Piotra wydarzył się w roku 1984, zaledwie rok po rozpoczęciu pracy w radiowej Trójce. Zdobył wtedy pierwszą nagrodę konkursu w Brnie za audycję W poszukiwaniu straconego ładu. Międzynarodowy Konkurs Radiowy Prix Musical de Radio Brno był w tamtych czasach swoistym oknem na świat. Poświęcony audycjom muzycznym, skupiał ludzi radia z całej Europy i nie uwzględniał “żelaznej kurtyny”. Piotr był jego pięciokrotnym laureatem, zdobywając trzy razy nagrodę pierwszą i dwa razy nagrodę drugą (1984, 1992, 1993, 1994, 1995) za audycje poświęcone m.in. św. Hildegardzie z Bingen, Johannowi Pachelbelowi i nieżyjącemu przyjacielowi Piotra, ks. Januszowi St. Pasierbowi, który był poetą, ale w poezji swojej zawarł taką muzyczność, która od trubadurów wzięła swoje korzenie. Szczególnie miłe jego sercu było trofeum zdobyte w konkursie O nagrodę młodych, rozpisanym w tych czasach, kiedy istniał jeszcze tzw. Radiokomitet (czyli PR i TVP jako jedna firma), ale miał już pierwszego niekomunistycznego prezesa – Andrzeja Drawicza. To on podpisał dyplom zwycięzcy w tym konkursie (wśród dziennikarzy radiowych i telewizyjnych) za cykl dwudziestu audycji Symfonii Faustowskich epifanie o micie Fausta w kulturze, muzyce i literaturze. Najbardziej upragnioną nagrodę przez każdego dziennikarza publicznej radiofonii – Złoty Mikrofon, przyznawany od roku 1969 – otrzymał w roku 2007 za jak napisano w uzasadnieniu Kapituły: erudycję, kulturę antenową i wybitną rolę w popularyzacji muzyki klasycznej. W roku 2008 otrzymał nagrodę Rady Programowej Polskiego Radia za cykl Poranków Jedynki – koncertów dla dzieci, transmitowanych ze Studia im. Witolda Lutosławskiego co tydzień przez ponad dwanaście miesięcy. W roku 2010 był jurorem medialnego Nobla – konkursu Prix Italia, rozgrywanego w trzech głównych kategoriach: radia, telewizji i internetu. Miał jeszcze plany związane z tym konkursem, bo jak pisał na swojej stronie „Przede mną jest tylko jeszcze jedno trudne zadanie – nie tyle być jurorem, ile zdobyć Prix Italia.” Niestety na to nie starczyło mu już czasu. Choć jak go znam, tam gdzie teraz jest z pewnością tworzy tę kolejną konkursową audycję.
Piotr oczami innych:
„- Przez wiele lat na radiowej antenie Piotr Orawski wspaniale łączył popularyzację muzyki klasycznej z przekazywaniem istotnych i szczegółowych informacji na jej temat. Jego kultura słowa i sposób prowadzenia narracji sprawiały, że słuchacz wręcz chłonął każde jego zdanie. Umiejętnie potrafił dotrzeć zarówno do wytrwałych melomanów, jak i słuchaczy dopiero rozpoczynających swoją przyjaźń z muzyką tzw. „poważną”. Będziemy pamiętać Jego ciepły głos, wspaniałą dykcję i spokojny, wyważony sposób prowadzenia każdej rozmowy, a przede wszystkim jego wielką miłość do muzyki” – Małgorzata Małaszko Dyrektor Programu 2 Polskiego Radia.
„- Był świetnym, trudnym studentem. Pamiętam go z seminarium jako utalentowanego człowieka z kolczykiem w uchu. Już wtedy wiedziałem, że nie dam sobie z nim rady – mówił z kolei profesor Mirosław Perz, wykładowca zmarłego w nocy z poniedziałku na wtorek dziennikarza oraz muzykologa. – Niestety za talent często się płaci. Tak było w przypadku Piotra… – dodaje”
„Wśród seminarzystów Pani profesor krążyła taka anegdota o Piotrze Orawskim, który mimo niewielkiej różnicy wieku, był dla nas postacią już legendarną. Mianowicie pewnego razu na egzaminie u Pani profesor zapędził się i podał inną liczbę suit klawesynowych, niż w rzeczywistości Jerzy Fryderyk Haendel skomponował. Pani profesor Poniatowska oczywiście natychmiast błąd wychwyciła, ale jak mówiono Piotr Orawski nie tracąc rezonu odwrócił się do klawiatury fortepianu, który zawsze stał w gabinecie Pani profesor i powiedział: „ależ Pani profesor przecież, proszę bardzo: preludium, gawot i pasakalia”. No i oczywiście, Pani Profesor jak każdy naukowiec w obliczu niepodważalnych dowodów zmuszona była uznać tę nieistniejącą suite klawesynową Haendla. Piotr Orawski, oczywiście wyszedł z najwyższą oceną. Wychodząc z gabinetu Pani profesor zarzucił na plecy ten swój słynny szalik i powiedział „całkiem nieźle skomponowałem tę suitę””. – Krzysztof Komarnicki Muzykolog
W pamięci osób, które się z nim zetknęły zapisał się jako postać niezwykła, trochę nie z tego świata i nie przystająca do swoich czasów. – On był arystokratą ducha – opowiadał w Dwójce dziennikarz Wojciech Ossowski, który razem z Piotrem Orawskim studiował muzykologię. – Podczas gdy my się „uczyliśmy”, on naprawdę „studiował”, przez co nie był łatwym studentem. Potrafił zaleźć wykładowcom za skórę.