Piotr Orawski (1962 – 2013)

muzykolog, radiowiec i autor książek

Bunkier Mozarta, czyli o rzeczach ukrytych i bezcennych

1 komentarz

13/04/2013 17:54:06

        Miałem wielkie szczęście, jeśli to szczęściem nazwać można. W Cesarskiej Bibliotece w Wiedniu widziałem kilka lat temu rękopis Mszy żałobnej. Nie mogłem go dotknąć, bo jest to świętość jak najbardziej oczywista, ale świadomość, że widzę ręką Mozarta zapisane i przez jego przyjaciół uzupełnione ostatnie wielkie arcydzieło sprawiło, że łzy bez mojej wiedzy pojawiły się na twarzy. Od razu było wiadomo, że jest to dzieło nieskończone, że pisało je kilka osób, co w sposób oczywisty poświadczały różnice w charakterze pisma. A jednak manuskrypt ten wzruszał, zachwycał, wzbudzał podziw. Kilka dni później byłem w Salzburgu. Są tam dwa domy Mozarta. Pierwszy, w którym się urodził, i drugi, w którym się wychował. W tym drugim jest pancerny sejf w przyziemiu zabezpieczony tak, że na wypadek ataku atomowego większość rękopisów przetrwa. Jest podzielony na dwie części; pierwsza jest dostępna, ale za zaporową ceną ponad 250 Euro, druga jest właściwie niedostępna, poza ludziom nauki, którzy zajmują się muzyką Mozarta. To tam przeżyłem największe wzruszenia, to tam zrozumiałem, na czym polegał geniusz Wielkiego Niemca, jak go tytułowano od lat najmłodszych. Znam na pamięć Sonatę fortepianową a-moll KV 310. W bunkrze Mozarta zobaczyłem jej rękopis i zgłupiałem. Widziałem wiele manuskryptów sławnych kompozytorów, m.in. Beethovena, które naszpikowane są licznymi poprawkami, skreśleniami, wariantami. Zwłaszcza rękopis Eroiki jest pod tym względem charakterystyczny nie tylko przez dzieje powstania, ale również przez samą robotę kompozytorską. Tymczasem u Mozarta, w jego rękopisach ukrytych w bunkrze, nie ma żadnych poprawek. Kiedy je oglądałem, przypomniała mi się słynna fraza z Nie-Boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego: przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. Wyglądało to tak i takie rzeczywiście było: Mozart pisał wprost, bez poprawek, przez niego rzeczywiście przepływał strumień piękności, tej najczystszej, najszlachetniejszej: Sonata a-moll, Fantazja fortepianowa d-moll, Fantazja i Sonata fortepianowa c-moll i wiele innych jeszcze rękopisów udało mi się w bunkrze Mozarta obejrzeć. Wszystkie bez skazy, wszystkie doskonałe od pierwszej do ostatniej nuty. To w takich miejscach, wśród głuchej ciszy, w obecności milczących, ale przecież w jakiś sposób „grających nut”, można dostrzec i docenić geniusz Mozarta. Zgiełk ulicy po wyjściu z tego osobliwego bunkra sztuki był czymś nadmiernie hałaśliwym, ale oznaczał zarazem powrót do życia, bo życie jest ruchem, dzianiem się, odgłosem przejeżdżającego tramwaju. Od drugiego domu Mozarta poszedłem do pobliskiego Mozarteum, jednej z najsłynniejszych uczelni muzycznych Europy, w której duch Wolfganga Amadeusza jest wręcz namacalnie i zmysłowo obecny, w której obok młodych ludzi spotkać można wielkich muzyków, którzy Mozartowi poświęcili sporą część swego artystycznego i ludzkiego życia, chociażby jednego z moich mistrzów – Nikolausa Harnoncourta. A potem była wizyta w słynnym parku Mirabell, uwiecznionym w pięknym wierszu „Musik im Mirabell” Georga Trakla. To właśnie tam w jednej z miejscowych gazet przeczytałem, że Salzburg ma największy w całej Austrii procent samobójstw. I zaraz przypomniał mi się Rilke z Elegii duinejskich, który pisał o pięknie jako o początku przerażenia. Trakl urodził się w Salzburgu i tam spędził dzieciństwo i młodość. Dom, w którym mieszkał, znajduje się przy centralnym placu miasta, dziś Placu Mozarta, a sam Wolfgang Amadeusz spogląda w stronę tego domu ze swego pomnika. Jest w tym coś symbolicznego. Obaj artyści umarli młodo, Trakl w wieku zaledwie 27 lat. Obaj byli synami tej ziemi i obaj ją opuścili, szukając swego miejsca gdzie indziej. Trudno też nie pomyśleć w takiej chwili o wojennych losach Trakla i jego tajemniczej śmierci, a także krakowskim cmentarzu, na którym pierwotnie go pochowano. „Muzyka w Mirabell” to chyba najbardziej znany wiersz poety, związany tak bardzo z Salzburgiem, jego ogrodami i muzyką, wiersz, który uzmysławia nam, że to piękne, jasne, pełne światła miasto ma również swoje tajemnice, swoje ciemne strony, swoje mroki.

Zdrój szumi śpiewne pieśni fal.
Biel chmur na niebie zwisa modrym.
Ludzie w milczeniu idą w dal
wieczorem przez stary ogród.

Marmury toną w szarej mgle,
lot ptaków znaczy szlak w przestrzeni.
A jakiś faun na ciemnym tle
spogląda martwym okiem w cieniu.

Z drzewa czerwony spada liść,
poprzez otwarte leci okno,
a w dali błysk ognisty lśni
malując wizję przeokropną.

Ktoś obcy wszedł w domowy krąg.
Pies wpadł poczuwszy kroki jakieś.
Lampa rozświetla ciemny dom,
a ucho słyszy dźwięk sonaty.

{przekład: Jerzy Kamil Weintraub}

      A potem wróciłem do Wiednia. Chwilę wielkich wzruszeń przeżyłem w pałacu księcia Josepha Franza Maxa Lobkowitza, niedaleko dzisiejszej Albertiny, w którym odbyło się pierwsze prywatne prawykonanie beethovenowskiej Eroiki. Potem odwiedziłem grób barona Gottfrieda van Swietena, dyplomaty, szefa cesarskiej biblioteki oraz wielkiego protektora Haydna i Beethovena. Na koniec raz jeszcze zajrzałem do byłych „włości” wielkiego barona, by pożegnać się z niedokończoną partyturą mozartowskiego Requiem. Eksponowano ją w fioletach, co dziś jest w Kościele Rzymskim kolorem pokuty i żałoby. I wtedy zrozumiałem, że są dwa bunkry Mozarta; jeden dosłowny w Salzburgu i drugi, który każdy z miłośników jego muzyki nosi w sercu swoim, a jego symbolem jest niedokończona Msza żałobna.

1 thoughts on “Bunkier Mozarta, czyli o rzeczach ukrytych i bezcennych

  1. Autograf sonaty a-moll KV310 znajduje się w Pierpont Morgan Library w Nowym Jorku

    Polubienie

Dodaj komentarz